sobota, 18 października 2014

coś się kończy...

Blog wake-up-your-make-up to ponad dwa lata dzielenia się z Wami odczuciami o kosmetykach, informacjami o kosmetycznych nowościach, zakupach, zużyciach.
Przez ten czas przez bloga przewinęło się mnóstwo ludzi, uzbierało się 320 obserwatorów - każdemu bardzo dziękuję za wspólnie spędzony czas, za uwagę, za komentarze.
Jednak przez dwa lata zdążyłam dojść do wniosku, że dopadł mnie przesyt. Że pisanie o kosmetykach to nie wszystko, o czym chciałabym mówić.
Dlatego powstało nowe miejsce: cocaron.blogspot.com
Dlaczego cocaron? Bo cocaron to nigdy nie był tylko login. To nie pseudonim, to nie podpis. Cocaron powstał trzy lata temu jako zlepek imienia dwóch psów: Coco i Ajra. Tak powstał pierwszy w pełni psi profil na garnku (klik). Dlatego teraz chcę wrócić do tego, czym cocaron był na początku.
Dlaczego nowy blog? Przecież można zmienić nazwę starego. Można. Ale wiem też, że moi czytelnicy przywykli do innej tematyki. Z szacunku do Was i Waszych wyborów, nie zmieniam tematyki bloga kosmetycznego. Tworzę nowe miejsce, do którego, mam nadzieję, również będziecie zaglądać.
Bo nie będzie to blog o psach. Będzie to blog o życiu z psami, o tym, jak zmieniają się nasze zwyczaje, priorytety, gdy kudłate cudo pojawia się w domu. O tym, jak bardzo zmienia się pojęcie szczęścia.
Nie chcę używać słowa: lajfstajlowy. Życie z psem to nie styl życia, to wybór drogi w życiu. 
Dlatego na blogu cocaron pojawiać się będzie to wszystko, co mnie cieszy, zachwyca. Będzie o psach, kotach, gotowaniu z kudłatymi pomocnikami, o moich, niewielu już, kosmetycznych miłościach.
Jeśli nadal chcecie podczytywać - gorąco zapraszam. Będzie mi niezmiernie miło ugościć Was w progach jeszcze bardziej moich.
Raz jeszcze dziękuję.
cocaron - Klaudia

sobota, 20 września 2014

śmierć pustakom! Czyli pożegnanie lata.

Ostatnie tygodnie nie są jakoś wybitnie łaskawe. Długa walka o zdrowie nowego kociaka, ostatnia sesja na uczelni, zawirowania w pracy, moje własne problem zdrowotne i smutne przemyślenia - wszystko do kupy sprawiało, że ciężko było mi zebrać się do pisania. Ale ponieważ wpadłam ostatnio w szał wielkich porządków, postanowiłam rozprawić się z pustakami.
Dziś będzie krótko. Mówiąc wprost - nie mam wiele do powiedzenia o zużytych produktach. Były na ogół w porządku, ale żeby do nich wracać? Nie bardzo. Żeby za nimi płakać? Tym bardziej nie. Popatrzcie same:

środa, 20 sierpnia 2014

Make Me Bio, Puder myjący

Wiem, co jeszcze rok temu pisałam o kosmetykach naturalnych. Że jak komuś służą, to ok, ale nie ma co popadać w paranoję. Okazało się jednak, że paranoja zaczęła się na skórze twarzy, a powolutku przenosi się na resztę ciała. Jestem w tym smutnym momencie życia, kiedy pranie w orzechach ograniczam już nie tylko do prania psich i kocich kocyków, ale zaczynam w nich również prać np. bieliznę. Ciało się buntuje, nie da się ukryć. I pomyśleć, że nigdy nie byłam alergikiem.
A dziś o małej kosmetycznej fanaberii.
Przed Wami Make Me Bio, Puder myjący.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

zaległe denkowanie

Mało mnie, nie piszę, nie komentuję.
Kociaki chorują, w domu mam szpitalik, a do tego zabrałam się za szukanie domu. No i zaczęłam biegać. A w pracy zablokowali mi blogspota. Wszystko do kupy nie sprzyja blogowaniu.
Ale muszę trochę posprzątać, pozbyć się zwałów pudełek i opakowań, więc przychodzę z zaległym denkiem. O ile się nie mylę i dobrze kalkuluję, to pustaki z czerwca (tak tak).