Kociaki chorują, w domu mam szpitalik, a do tego zabrałam się za szukanie domu. No i zaczęłam biegać. A w pracy zablokowali mi blogspota. Wszystko do kupy nie sprzyja blogowaniu.
Ale muszę trochę posprzątać, pozbyć się zwałów pudełek i opakowań, więc przychodzę z zaległym denkiem. O ile się nie mylę i dobrze kalkuluję, to pustaki z czerwca (tak tak).
Tym razem mało zdjęć, bo pogoda do niczego, ciężko było mi znaleźć oświetlone miejsce w domu. Zużyłam zestaw miniatur Sanctuary, który przywiozłam z Anglii i muszę przyznać, że każdy produkt dostaje piąteczkę. Żel do mycia twarzy - rewelacyjne oczyszczenie bez uczucia ściągnięcia, zero podrażnień. Scrub do twarzy był jednocześnie mocny (miał spore drobiny), ale na tyle delikatny, że nie powodował nawet zaczerwienienia i nie roznosił niespodzianek po twarzy. Zostawiał twarz gładką i mięciutką. Że lubię micel z Biodermy, chyba nie muszę mówić. Zdjęcie mówi samo za siebie ;)
Tonik Tea Tree Water z Lush to najfajniejszy z przetestowanych przeze mnie produktów marki. Był delikatny, ale bardzo przyjemnie odświeżał skórę i pomagał w walce z drobnymi problemami.
O żelu do mycia twarzy Soap&Glory już pisałam. Tę tubkę zużyłam na pół z facetem, jemu też odpowiadał.
Płatki do oczyszczania nosa TheFaceShop to mój must have, ale w czerwcu jedno z opakowań dobiło dna.
Ostatni produkt ze zdjęcia to organiczna pasta do zębów Banii Agafii. Była fajna, ale chętnie spróbowałam innych wersji.
Do ciała jak zwykle żele. W czerwcu to Isana porzeczkowa (uwielbiam!), trzy nowości Oriflame (ujdą) oraz miniaturowe Yves Rocher o zapachu kwiatu wiśni - nic specjalnego, a zapach tak delikatny, że go nawet nie pamiętam.
Scrub Bielendy capnęłam za grosze w Biedronce, ale nie był to najlepszy wybór świata. Zużyłam go do peelingu dłoni, bo dłoniom warstwa parafiny nie szkodzi. Nie polecam.
Miniatura scrubu do ciała Sanctuary bardzo mi się spodobała, peeling był stosunkowo wydajny, ale peelingów na świecie tyle, że szkoda do nich wracać ;)
Peeling do stóp Green Pharmacy nie wzbudził we mnie głębszych uczuć, a jednak zużył się do końca. Wydaje mi się, że jego największą zaletą był relaksujący zapach igliwia.
Jak zawsze Lactacyd. W lipcu zdradziłam go z inną wersją, ale Fresh nadal rządzi.
Na koniec dwa kremy do rąk: Yves Rocher, Bio z miodem - porażka. Zerowe nawilżenie i tłusta warstwa na dłoniach. Zużywał się na noc pod rękawiczki, na łokcie oraz u mężczyzny po myciu naczyń. Drugi krem - różowa wersja Vaseline pozostawiła miłe wspomnienia. Ze względu na szybkie wchłanianie i pozostawianie dłoni o większej niż zwykle przyczepności, chętnie używałam go w samochodzie.
Na koniec aż dwa ;) produkty do włosów, czy szampon Garnier Fructis Przeciw Twardej Wodzie i Herbal Care Łopianowy. Szału nie było, ale krzywdy nie zrobiły, więc wyrzucam bez żalu. Swoją drogą nie rozumiem szału na szampony Herbal Care.
Denko lipcowe jest o wieeele skromniejsze, ale bardziej cieszy mnie fakt, że niemal pozbyłam się miniatur i próbek. Ilość pełnowymiarowych kosmetyków również udało mi się znacznie zmniejszyć (nadal mam za dużo nawilżaczy do ciała) i to poczucie lekkości bardzo mi leży. Mam w planach jeszcze generalne porządki w kolorówce.
Uff. Źle nie jest, ale szału nie było. Fajnie, że aż tyle produktów pozostawiło dobre wspomnienia.
Znacie coś? A może macie jakieś inne produkty tych firm do polecenia?
Gratuluje denka! :D Również lubię Isanę ;-)
OdpowiedzUsuńtanie i dobre, czego chcieć więcej :P
Usuńpiękne denko, tzw. na bogato:)
OdpowiedzUsuńdzięki :D
UsuńSporo tego nazbierałaś :D Miałam dziś ochotę na ten peeling GP i dobrze, ze w końcu go nie wzięłam ;)
OdpowiedzUsuńszału nie ma. Evree kosztuje chyba tyle samo, a jest o wiele fajniejszy.
UsuńBardzo duże to denko. Gratuluję pozbycia się miniatur:)
OdpowiedzUsuńha, jakieś niedobitki zostały, ale jakoś mnie nawet do nich nie ciągnie, więc jest szansa, że nigdy się nie zużyja :P
Usuńbardzo ale to bardzo spore denko! :)
OdpowiedzUsuńa podziękował ;)
Usuńprzypomniałaś mi o Fructisach – używałam ich kiedyś w kilku wersjach namiętnie, a potem zaczęło się blogowanie i już moje włosy nie ujrzały tych ogólnodostępnych poczciwców. blogerki to zwiędłe cipy - co chwilę czymś kuszą i potem muszę się przekopywać przez te wszystkie głupie szampony i odżywki, które wcale takich cudów nie robią, jak to było opisane ;PPPP
OdpowiedzUsuńja ostatnio poszłam do rozum tam gdzie trzeba i już nie kupuję pod wpływem blogów :D
Usuńjeśli sama coś wypatrzę, to sprawdzam opinie, ale już nie wrzucam do koszyka 'bo było na blogach'. W sumie mi służy :P
PS. Nic nie robi cudów, a ja prawie nie mam cellulitu, o!
Ile pustaków - wiesz jak denkować ;)
OdpowiedzUsuńU mnie denko czerwiec-lipiec, ale wciąż nie mogę się zebrać by wstawić post ;/
z listą lecę :P żelazny zakaz otwierania, nim nie zdenkuję. Działa :D
UsuńLubię tea tree:) Kuszą mnie te rosyjskie kosmetyki:))
OdpowiedzUsuńja długo do nich podchodziłam, a teraz stanowią 3/4 mojej pielęgnacji. I do tego są neidrogie.
UsuńZ tego ogromu pustaków miałam wyłącznie Biodermę :)
OdpowiedzUsuń