Zbierałam się do tej recenzji bardzo długo i zebrać nie mogłam.
Lush, Angels on Bare Skin - blogowy hit wzbudził bowiem we mnie bardzo mieszanie odczucia. Dlaczego?
Ano dlatego że bo azaliż... nie mogę powiedzieć, że to zły produkt. Nie mogę też powiedzieć, że jestem z niego zadowolona. I nie ze względu na działanie (tylko). Raczej ze względu na moje nastawienie i oczekiwania względem jego działania.
Od początku.
Od jakiegoś czasu poszukiwałam informacji o w miarę delikatnym sposobie na delikatne oczyszczanie i złuszczanie. Nie szukałam enzymatyka, nie szukałam czegoś stricte scrubowego. Tak trafiłam na notki o Angelsie. Z tą świadomościa poszłam do salonu Lusha. Zapytałam pana, co może polecić - o działaniu złuszczającym - polecił mi dwa produkty: Angels on Bare Skin i Dark Angels. A później powiedział, że z Angelsa będę bardziej zadowolona, bo Dark jest trochę za mocny.
I chyba tu narodził się kłopot. Rozdźwięk między moimi oczekiwaniami, a faktycznym działaniem był bowiem kolosalny.
Nie czepiam się opakowania, konsystencji, zapachu, aplikacji, wydajności. Nie czepiam się zapachu i rozczulają mnie suszone kwiatki (lawenda?), którymi myję twarz. Jednak nie jest to produkt do złuszczania. Gdybym kupiła go z myślą o codziennym myciu - zapewne byłabym zadowolona. Uprzedzałam jednak, że poszukuję czegoś do 2-3 aplikacji tygodniowo. I w tej kwestii nie otrzymałam niczego fajnego.
W skrócie: angels to fajny CODZIENNY myjak. Nie mam nic wspólnego z peelingiem, nie rozjaśnia, nie wygładza, nie złuszcza. Używany kilka razy w tygodniu - nie robi nic. Na plus zaliczam tylko łagodzące działanie w mieszance z korundem - który sam w sobie jest diabelnie ostry (nie wiem, co mnie pokusiło, żeby go używać) - i który w połączeniu z białym mordercą faktycznie działa. Gdybym jednak chciała tak szorować twarz, nie szukałabym produktu delikatnego ;)
Korci mnie teraz Dark Angel, ale co, jeśli i on jest zwykłym czyścikiem?
Fajnie było poznać produkty Lush bliżej, ale chyba jednak nie zostanę ich fanką #1.
A jak Wasze doświadczenia z legendami?
Nie miałam go przez brak dostępu do tej firmy ale z pewnością kiedyś skuszę się na ich zachwalany peeling do ust :)
OdpowiedzUsuńnie ma nigdy siły na zakup, więc od niemal sama kręcę ;)
UsuńMiałam sporą próbkę od Agaty Smarującej i miło wspominam, ale właśnie do codziennego użytku, jako urozmaicenie od żelu do mycia twarzy ;)
OdpowiedzUsuńno właśnie. Na codzień spoko, rano, po nocy ok. Ale że niby to miało złuszczać to śmiech na sali.
UsuńZwykle tak jest, że dużo oczekujemy a potem rozczarowanie, oby ich jak najmniej było :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńczego nam wszystkim życzę :D
UsuńJa niestety nie miałam jeszcze nic z Lush ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się coś dorwać :)
OdpowiedzUsuńherbalism polecam :)
Usuńnie miałam nic ale nie kusi mnie...
OdpowiedzUsuńjak dla mnie mocno nierówny asortyment. Za droga impreza (bo ściągać trzeba) na strzelanie na ślepo.
UsuńFajna alternatywa dla żeli :-) Ja sobie chwalę czarne mydło ostatnio ;-)
OdpowiedzUsuńno ja właśnie po aleppo chcę sięgnąć po czarne, w sobotę idę kupić, oby było przyjemne :)
Usuńmi ten czyścik bardzo się spodobał :)
OdpowiedzUsuńjako 'czyścik', czyli używany codzień, jest ok. Ale nie przeznaczony do tego, do czego miałam zamiar go używać :P
UsuńMoja mama go miała, kilka razy jej podebrałam ale zupełnie niczym mnie nie zzachwycił.
OdpowiedzUsuńno bo jest taki właśnie. Spoko, ale dupy nie urywa.
Usuń