poniedziałek, 31 grudnia 2012

biosiarczkowy niesmak

Ostatnio pisałam, że zaczynam testy nowego myjaka do twarzy. Nie bez powodu. Powód jest. Ma 200ml. I się kończy. Dlatego uważam, że najwyższy czas podzielić się z Wami opinią o nim.
Przedstawiam...
BalneoKosmetyki Malinowy Dwór, Biosiarczkowy żel głęboko oczyszczający do mycia twarzy.


Na produkt trafiłam w internecie jakoś we wrześniu, trochę się zastanawiałam, czytałam, a tu bum, trafił się w październikowym GlossyBoxie. Cieszyłam się niezmiernie i poganiałam poprzedni żel, by się skończył ;)
Under20 się skończył (chlip, tu relacja z pożegnania), zakasałam rękaw i zabrałam się za to żółte cudo.
Początkowo wszystko było na tak. Fajna, skromna butelka, przyjemny cytrusowy zapach, te malutkie drobinki czegoś zatopione w żelu (od razu wyobrażałam sobie, jaki to będzie przyjemny masaż twarzy).
A późnij było działanie. Albo raczej jego brak.
Tak się składa, że o ile żelu Under20 używałam hoho (3 miesiące), o tyle tego używam od końca listopada, a już dobijamy dna. Więc zarzut pierwszy: niewydajny. Próbowałam nawet używać do jego aplikacji pompki z U20, ale niewiele to pomogło. Żel jest rzadki i zużywa się szybko.
Zarzut drugi: nie wiem, czym są te mini kuleczki, bo ani nie są czymś pilingującym, ani raczej nie zawierają olejków, bo nie pękają w czasie masażu. Podczas mycia wędrują bezczynnie po twarzy w niezmienionej postaci, by umrzeć w kanalizacji. Szkoda. Naprawdę mi się podobały.
Zarzut trzeci i najgorszy: dyskomfort. Od pierwszego użycia, za każdym razem towarzyszyło mi dziwne uczucie, że jestem brudna. Fakt, ten żel makijażu nam nie zmyje. Ale ok, po pełnym demakijażu jakieś tam reszteczki podkładu może usuwał. Niestety to dziwne uczucie pojawiało się nawet w tych dniach, w których nie nosiłam makijażu. Próbowałam to sobie jakoś racjonalnie wyjaśnić, że może tak właśnie działa ten cały olejek jojoba, że może ten dziwny film na skórze to jakaś ochrona. Kto wie. Niestety czułam się brudna i żadne logiczne argumenty tego nie zabiły. Za to mnie zabił żel. Dosłownie.

Te wszystkie zarzuty postawiłam na samiuteńkim początku używania. Uznałam jednak, że nim wydam wyrok, trochę go poużywam. Skończyło się, hmm, katastrofą?
Niestety moje odczucia co do posiadania brudnej twarzy okazały się chyba trafne, bo moja twarz na dzień dzisiejszy okraszona jest ropnymi wykwitami i uroczymi wągrami. Fuj.
Właśnie dlatego chętnie sięgnęłam po czyścik Liz Earle i w zasadzie dopiero po jego użyciu po raz pierwszy od miesiąca poczułam, że moja skóra w końcu oddycha. To był w sumie bodziec do opisania Wam tego nieszczęśnika biosiarczkowego.
Czuję się zawiedziona. Nie wydałam niby na to pieniędzy (wydatek na GB nie zakłada rozkładania go na czynniki pierwsze ;)), ale cieszyłam się, naprawdę się cieszyłam z tego żelu. Cieszyłam się tym bardziej, że kiedy zaczynałam go używać w końcu moja twarz wyglądała świeżo i czysto. A tu taki nieprzyjemny klosik. Klops. Duży klops. Teraz poważnie zastanawiam się, czy jednak się pokusić o zamówienie innych kosmetyków z tej firmy, czy też okażą się klapą.
Poza tym jest mi podwójnie przykro, bo zawód produktem to jedno, ale witanie nowego roku w takim stanie, to drugie. Mam tylko nadzieję, że nowa kuracja pomoże.

Używałyście tego żelu? Jakie są Wasze odczucia?

PS. Wiem wiem, zdjęcia z telefonu są do... ale mój aparat pojechał do Turcji i nie wiem, kiedy wróci :(

8 komentarzy:

  1. Podczas mycia wędrują bezczynnie po twarzy w niezmienionej postaci, by umrzeć w kanalizacji (genialne zdanie :)
    No ale drobinki Ci się podobają, więc może tylko takie ich doznaniowe zadanie?

    Aparat pojechał do Turcji I CIE NIE ZABRAŁ? A to wstręciuch :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zacytuję producenta: drobinki jojoba głęboko oczyszczają i pielęgnują, zapewniając optymalne wygładzenie i nawilżenie skóry.

      wstręciuch! Też tak myślę!

      Usuń
  2. z tego co napisałaś to mam również coś lżejszego w swoim arsenale do mycia twarzy a mianowcie cetaphil. Jest to taki mój poranny specyfik bo ja jeśli chodzi o wieczorny demakijaż to oczy wiadomo zmywam mleczkiem/micelem a resztę czyli podkład itp. effaclarem, który ma typowe silniejsze detergenty myjące i wtedy czuję się czysta i to widać po przetarciu skóry tonikiem aczkolwiek effaclar to dermokosmetyk i jakoś do tych aptecznych mam większe zaufanie. Jak miałam jakiś krem myjący z Thalgo to też czułam się jakoś niedomyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście jeśli chodzi o Thalgo to mam na myśli wieczorne mycie bo z porannym sobie świetnie radził.

      Usuń
    2. rzecz w tym, że on nie radził sobie z oczyszczaniem ani wieczorem, ani rano. Cięzko mi więc go nazwać nawet lekkim żelem.

      Usuń
  3. Możliwe że ten twój żel był dla osób o skórze wrażliwe, której niczego nie potrzeba.

    OdpowiedzUsuń