piątek, 3 sierpnia 2012

moje pierwsze denko

Hej hej, cześć i czołem!
Długo mnie nie było, ale ważne rzeczy się działy. W skrócie: jedno misiątko trochę choruje, z drugim skończyliśmy Młodzieżowy Championat Polski, wynajęliśmy nowe lokum (już zaczynam oszczędzać ;)). Mnóstwo roboty przede mną. Więc wpadłam na chwilę pochwalić się pierwszym świadomym denkiem. Oto produkty zużyte w lipcu i końcówce czerwca.



Na początek coś dla ciała:

Lirene, żel z oliwką pod prysznic - z oliwką z bawełny. Moja absolutnie ulubiona seria myjaków. Niezwykle wydajna, niezwykle mocno nawilżająca, o bardzo delikatnych, nie zapychających nozdrzy zapachach. Absolutnie warte swojej ceny (ok. 8zł za 250ml, ale często widzę je na promocjach po 6,50-7zł).
Bliżej nieokreślonego pochodzenia żel pod prysznic o zapachu trawy cytrynowej i bambusa. Z racji częstych podróży, jestem za pan brat z hotelowymi specyfikami, ten kiedyś zabrałam ze sobą, bo miał obłędny zapach: chłodny, zielony, mocno cytrynowy. Jest kompletnie niewydajny (taka buteleczka, na moje oko 30ml, wystarczyła na 3 mycia i to wynik nieco naciągany ;)), nie działa nijak, nawet nie myje (!), skład (który chciałam Wam pokazać, ale się odkleił i umarł) był tak zabawny, że nawet ja - laik - się uśmiałam :D dobrze, że nie dostałam wysypki ;)

Seria wybitnie nieudanych pilingów ;)
Yves Rocher, Orientalny peeling do ciała z glinką marokańską, Tradition de Hamman. Piling trafił do mnie w którejś z wymian kosmetycznych i tylko to zmniejsza moją frustrację. Ten malutki słoiczek (150ml) miał tylko jeden plus - szybko się skończył. Dosłownie po 3 i pół kąpielach. Konsystencja - rzadka, lejąca się, przeciekająca przez palce, spływająca z gąbki. Zapach - tylko dla fanów ciężkich, słodkich i korzennych zapachów, wydajność - jak wspomniałam wcześniej - żenująco słaba, działanie - żadnego nie zauważyłam, poza takim, że cały brodzik był ubabrany w drobinkach, które nijak nie chciały się spłukać. Pomyłka, na dodatek za, moim zdaniem, zdecydowanie za wysoką cenę (67zł, w promocji czasem ciut taniej). Ręcznie robiony piling z kawy zrobiłby więcej.
Dermika, Passione Body, zmysłowy peeling kwiatowy do ciała. Produkt z któregoś Glossyboxa. Pominę napis tester (bo wiele subskrybentek glossy już o tym pisało), pominę też lekko żenującą wpadkę projektanta (tłumaczenie na angielski: body peeling - good luck with that ;)), pominę też obietnicę producenta (efekt aksamitnej, pełnej blasku skóry). Moja skóra po przetestowaniu 50ml produktu nie była ani aksamitna, ani promienna, ani nawet przyzwoicie oczyszczona. Zapach taniego straganowego mydełka, koszmarnie trudne spłukiwanie (bardzo nie eko, bo wylałam na siebie mnóstwo zbędnych litrów ciepłej wody, żeby to zmyć). W sumie cieszę się, że się skończyło. Nie wiem, jaka cena pełnowymiarowego produktu, ale i tak po niego sięgnę, więc...
Avon, Foot Works, Sugar Lime Mohito Exfoliating Scrub. Niekończący się produkt. Zużywałam go jakieś 3 miesiące, nakładając na stopy o wiele więcej, niż trzeba było, a on się nie kończył. Miał fajny zapach, niską cenę i tyle. Z moimi, całkiem przyzwoitymi, stopami, sobie nie poradził.

Mazidła!
Dead Sea Products Mineral Care, body butter with pink grapefruit. Mazideł służył mi długo i namiętnie. Miał delikatny, kwaskowato- gorzkawy zapach, dobrze się nakładał, fajnie się wchłaniał, nawilżał (ehe), no i właśnie- był baaardzo wydajny. Jak widać mam wersję jeszcze sprzed liftingu opakowania, nowej wersji nie miałam, nie mogę ich więc porównać. Nie mam też pojęcia o cenie, bo dostałam go w Douglasie w ramach przeprosin za pomyłkę na rachunku ;)
Ale jeśli kiedyś znudzi mi się szukanie ideału za dobrą cenę - pewnie do niego wrócę.
TOŁPA, Planet of Nature, Wygładzający balsam odżywczy do ciała - mój hit ostatnich miesięcy! Zużyłam trzy opakowania i nie kupiłam czwartego tylko dlatego, by się nim nie przejeść. Genialnie nawilżał, miał delikatny odświeżający zapach, wygodne opakowanie, łatwo się aplikował, szybko wchłaniał, smarowałam nim całe ciało a on trwał i trwał. Nawet mój luby był skłonny miziać mi nim plecy (co się rzadko zdarza, bo jemu zawsze coś przeszkadza: to zapach, to konsystencja, to sposób aplikowania etc.). Na dodatek standardowo kosztuje ok. 18zł (200ml), ale prawie zawsze gdzieś jest dostępny w promocji. Polecam z czystym sumieniem :)
SEPHORA, moisturising bronzing body lotion. To produkt, względem którego mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony kupiłam go dla tego efektu delikatnej opalenizny - i tę funkcję spełnił. Po 2 tygodniach regularnego stosowania skóra była lekko opalona, jakby brzoskwinio świeża, z delikatnym połyskiem (balsam ma bardzo malutkie złote drobinki). Z drugiej strony po 2 tygodniach używania tylko tego balsamu skóra była mocno przesuszona. Na dobrą sprawę powinnam więc albo używać jednego dnia dwóch produktów, albo używać dwóch produktów na zmianę. Żadne z tych rozwiązań mnie nie urządza, czas na aplikację mam tylko wieczorem, a łuszcząca się skóra na nogach to średnio fajny widok. I zapach. Ni to chemia, ni to migdały, ni to masło. Bliżej nieokreślony, na szczęście szybko wietrzał. Co do wydajności nie mam zastrzeżeń, bo mimo, że nakładałam go dość sporo, wystarczył na 2 tygodnie używani na całe ciało dzień w dzień, miesiąc co drugi dzień i wciąż było go trochę na jednorazowe użycia (używałam ze względu na obecność tych małych rozświetlających drobinek). Nie pamiętam, ile zapłaciłam, ale na pewno w tej cenie znalazłoby się coś fajniejszego.

Eveline, Slim Extreme 3D spa! Krem wyszczuplający + ujędrniający antycellulit, do przetestowania dostałam niemal połowę opakowania. Próbowałam używać go po peelingu, bez peelingu, na skórę suchą i lekko wilgotną. Od razu zaznaczam, że nie mam pojęcia, czy coś się wyszczupliło / ujędrniło, bo w cuda nie wierzę, bez ćwiczeń nic się nie stanie. Ale na pewno krem użyty po peelingu na lekko wilgotną skórę daje niesamowite ochłodzenie i jakby lekkie napięcie skóry. Ma dziwny miętowo-chemiczny zapach, ale do chłodzenia w upalne dni- genialne! Według wizażu cena to 13zł za 200ml.
Eveline, Slim Extreme 3D spa! Superskoncentrowane serum do biustu Total Push Up, również dostałam końcówkę do przetestowania, ale ta końcówka służyła dość długo i przyjemnie. O dziwo zauważyłam efekt uniesienia piersi, lekko się zaokrągliły. Samo serum aplikuje się dość dziwnie, bo mam wrażenie, że ono się nie wchłania, tylko zostaje na skórze i należy odczekać, aż wyschnie (?). Mogę dodać, że wcześniej używałam żelu napinającego do biustu Clarinsa i zdecydowanie Eveline działa skuteczniej (!), za nieporównywalnie niższą cenę (Eveline: ok. 14zł/200ml, Clarins: ok. 190zł/50ml).

Coś dla twarzy:
L'Oreal, Triple Active, tonik do skóry normalnej i mieszanej. Wciąż szukam toniku idealnego, a w głębi ducha czuję, że prędzej czy później wrócę do tego. Nie wysuszał, skutecznie oczyszczał twarz z resztek zabrudzeń i makijażu, matowił i miał bardzo przyjemny, ogórkowy zapach. W sumie szkoda, że się skończył ;) cena: ok. 20zł.
La Roche-Posay, Hydreane Legere. LRP to marka, do której zwyczajnie lubię wracać, gdy znudzę się eksperymentami. Z kremami do twarzy eksperymentowałam ostro, odkąd zakończyłam kurację serią Effaclar. Większość kremów po kilku użyciach poszła w świat. Ta tubka została i po ostatnich eksperymentach znów do niej wróciłam. To bardzo fajny nawilżacz, o delikatnym zapachu (coś jak kosmetyki dla dzieci, stara wersja kremu nivea etc.), szybciutkim wchłanianiu. Używałam go na noc i nawet, jeśli zdarzyło mi się któregoś dnia nie użyć - skóra była nadal nawilżona. No i był bardzo wydajny. W sumie na porządne nawilżenie całej twarzy wystarczyła kuleczka wielkości ziarna grochu. Ja swoją tubkę kupiłam w aptece i za 40ml zapłaciłam niecałe 40zł. Biorąc pod uwagę wydajność, cena kremu jest baaardzo niska.

Dla paznokci:
Regenerum, regeneracyjne serum do paznokci. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem. Już po dwóch dniach używania paznokcie były wyraźnie twardsze, nabrały jednolitego koloru. Niemniej nie było mi dane zbyt długo poużywać, bo w sumie ten produkt powinnam zaliczyć nie do kategorii zużyć, tylko zniszczeń ;) czwartego dnia moja psina postanowiła sprawdzić, czy zęby też wzmacnia. Wzmocnił ;) cena ok. 18zł w aptece.
Sensique, zmywacz do paznokci. Zmywacz jak zmywacz. Śmierdzi ciut mniej niż inne.

Oraz dla ducha ;)
Lolita Lempicka, L'eau en blanc, moja pierwsza do końca zużyta próbka :D oczywiście produkt niedostępny w Polsce. Co za niefart. A taki przyjemny świeżak.
Mary Kay, moje pierwsze cienie zakupione w Krakowie, mają więc jakieś eee pięć lat ;) to jest zużycie po tym czasie.Najjaśniejszy niemal wyszedł, ciemniejszy przeżył upadek z dużej wysokości, a najciemniejszy zużyty najmniej, ale jakoś ciężko mi szło używanie cienia matowego. Cienie już pięć lat temu zakupione jako cienie mineralne, o genialnej konsystencji, świetnie się nakładają, nie osypują, trzymają na oczach cały dzień bez bazy, nie rolują. W zasadzie wciąż nie zadecydowałam, czy to ich koniec, bo mimo, że mam bardzo wrażliwe oczy, nadal nic się po nich nie dzieje, ale jednak świadomość ich wieku robi swoje.

Brakuje kremu do rąk, połkniętego przez misia, żelu pod prysznic, który luby wyrzucił w ramach porządków (po co ci puste opakowanie?!), odżywki do paznokci MicroCell2000, która zginęła śmiercią tragiczną (kilkanaście upadków na kafelki szklana buteleczka wytrzymała. Tego następnego już nie ;)) i kilku drobiazgów, które odruchowo wyrzuciłam od razu do śmieci ;)

A jak Wasze zużycia? Za czymś tęsknicie? Korzystałyście czegoś z mojej listy?

8 komentarzy:

  1. marokański peeling akurat co do zapachu mi pasował, ale cała reszta - masakra :)
    balsam tołpy był spoko, ale nie żeby mnie zachwycił
    regenerum muszę kupić bo się naczytałam (uprzedzając zdziwienie - rozdwajają mi się noo)
    ja może wkońcu coś zużyję z okazji przeprowadzki to się pochwalę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. balsamy do ciała rzadko mnie zachwycają, po większość się łuszczę jak jaszczur, ale jak na razie dwa dają radę: korres i tołpa. Korres ma w pl kosmicznie wysoką cenę, więc tołpa jest jest baaardzo dobrą alternatywą. Ale już na przykład mojej mamie nie służy, więc to na pewno indywidualna kwestia. O YR mogłaś mi powiedzieć, bym się podzieliła :P przynajmniej by mnie nie denerwował :P
      a regenerum- ile zdążyłam, tyle mogę polecić. Ale ma jeden minus- jak smarujesz, to nie malujesz paznokci :P on jest lekko oliwkowaty, ale ma fajny pędzelek, można nosić w torebce i używać np w autobusie, a on się sobie sam wchłania. Tylko kuracja to tydzień - dwa bez lakieru. Chyba ze chce Ci się co chwilę zmywać :P

      Usuń
    2. YR sama miesiącami nie mogę skończyć ;) z kuracją dam radę, z lakierem to tylko ostatnio z tego bezrobocia tak szaleję, no i jak nie pomaluję to rozdwojone się szybciej kruszą ;)

      Usuń
  2. Ten z Tołpy ma moja mama także może podkradnę, aby wypróbować ;P Odnośnie peelingu z dermiki nie wiem czemu, ale ich opakowania starają się być robione na bogato, ceny są raczej z tych wyższych w drogeriach, ale czasami lubię poprawić sobie humor i poczytać ich derdymały na etykietkach ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie no, mnie dermika rozbawiła, dobrze że była w glossy,bo gdybym ją kupiła to nie byłoby mi do śmiechu :P
      tołpę podkradnij ;) w sumie ostatnio mi kilka tołpiaków wpadło w łapki i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Teraz się zastanawiam nad tonikiem.

      Usuń
  3. Ja używałama kremu Hydreane ale wersję Riche :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja uzywalam peelingu dermika passione body i bylam bardzo zadowolona ! Naprawde super produkt nie podrażniał skory pięknie pachniał i był skuteczny - skora po użyciu gładka., przyjemna w dotyku - polecam :)

    OdpowiedzUsuń