piątek, 14 września 2012

zwycięzcy sezonu

Hej hej!
Na wielu blogach pojawiają się notki o ulubieńcach miesiąca, o hot produktach etc. Ponieważ jakoś średnio do mnie przemawia wizja comiesięcznych ulubieńców (bo jeśli coś mi podpasuje, to zostaje ze mną dłużej ;)), kojarzy mi się niestety reklamowo i przaśnie, postanowiłam przedstawić Wam produkty, bez których nie wyobrażam sobie minionego (tak tak, dla mnie już minionego) lata i do których na pewno wrócę.


Po pierwsze: NATIVE. Myśl o posiadaniu kaloszy była bolesna, ale z racji posiadania trzech psów została wdrożona w życie. Niestety kalosze w środku lata to dość uciążliwe rozwiązanie. Bardzo długo opierałam się przez piankowymi butami. Bardzo. W głowie wciąż świtała mi wizja okropnych wielkich kaczych crocsów (miłośników marki przepraszam, ale to moja subiektywna ocena). Wszyscy wkoło mówili: prędzej czy później crocsy będą twoje. Nie są. Zainwestowałam natomiast w piankowe buty marki Native, model Jericho, kolor Pigeon. Zakochałam się. Nigdy nie posiadałam butów tak funkcjonalnych, wygodnych, wszechstronnych i szybkoschnących ;) teraz czekam, aż gdzieś pokaże się model Miller i też będzie mój (krążą plotki, że do Polski nie trafi, stąd to czekanie). Tyle niekosmetycznie. A kosmetycznie...
 Pomadki. Nigdy nie byłam zwolennikiem miziania ust czymś więcej niż pomadką ochronną, od czasu do czasu sięgałam po błyszczyk. Tego lata odkryłam jednak pomadki kolorowe i to, że pomadka nie oznacza suchych spierzchniętych ust i korekt co 20 minut (ja dużo jem, bardzo dużo, stąd te korekty ;))
 W tym sezonie testowałam różne marki i kolory, ostatecznie w kosmetyczce zachowałam te egzemplarze: Celia, Korres i Kryolan.
 Nie lubię dublowania kolorów, dlatego posiadam w palecie fuksję, koral, intensywny słodki róż, zgaszony kryjący róż i dwa delikatnie nudziakowe kolory- jeden wpadający w beż, drugi w róż.
Używam ich bez przerwy i namiętnie, na stałe w kosmetyczce noszę 3 kolory. Wiem, że moja przygoda z tym specyfikiem dopiero się zaczęła, ale na pewno prędko się nie skończy.
 Odżywki do paznokci. Tego lata postanowiłam zadbać w końcu o swoje paznokcie. Na ogół chodziłam do miłe pani i robiłam sztuczne, ale to nie to samo. Na początek szarpnęłam się na markę Trind. Odżywka była genialna, wymagała systematyczności, ale paznokcie po niej prezentowały się, hmm, genialnie? Mówię oczywiście o swoich paznokciach, a ja się nad niemi nie zachwycam, więc to było COŚ! Niestety moje pięknie zapuszczone trindem pazurki obgryzłam. Wtedy trafiłam na odżywkę Alessandro, ale przyznam szczerze, nie przypadliśmy sobie do gustu. Już trzeciego dnia miałam jej dość, bo tę odżywkę nakłada się warstwę na warstwę przez 7 dni, a ja 3 dnia miałam już miękką skorupę, która po aplikacji kolejnej warstwy lakieru mazała się niemożliwie i schła jakiś rok. Może do niej wrócę, ale na pewno z innym sposobem aplikacji. Bo poza tym nieprzyjemnym mazaniem nadawała płytce piękny delikatny mleczny kolor, więc z powodzeniem mogłaby zastępować lakier.
Na ten moment używam KIKO przeciw obgryzaniu paznokci i chwilowo jest to mój hit, bo nawet skórek nie ruszam, takie są nagle obrzydliwe ;) paznokcie rosną naturalnym tempem, ale jak na razie nic się nie zadziera, nic nie kruszy i nic nie obgryza ;) więc jestem na dobrej drodze.
 Lovely, holograficzny cień do powiek, kolor 01. Aktualnie posiadam dwa kolory, ale drugi (02) towarzyszy mi zdecydowanie za krótko, by tu trafić. Ciężko mi ustrzelić kolor na zdjęciu, jest brązowo-cielisty, a opalizuje na róż, miedź, sama nie wiem. Wiem natomiast że świetnie wyglądał na oku solo, doskonale się mieszał z innymi kolorami, a efekt utrzymywał się bez bazy calusieńki dzień i calusieńki dzień był tak samo genialny. Najlepiej wydane 7,99 w moim życiu.
EDIT: dziś mam na oczach drugi kolor, śliwka opalizująca na róż i złoto (?) i jak na razie jest super.
 Sami widzicie że ze swatcha nici ;)
 Korres! Rozwodziłam się nad tą marką już wiele razy, ale to jest mój absolutny masthew sezonu. Jak wiecie walczyłam ze skórą twarzy, unikałam peelingów mechanicznych, ale ten peeling pobijał wszystko. Na zdjęciach z Gdańska widać, że miałam sporo suchych skórek na czole i nosie, jedna aplikacja peelingu z granatem korres i nie dość, że wszystko zniknęło, to jeszcze nic się po twarzy nie rozniosło. Uwielbiam go za wydajność, bo mimo że w tubce mieści się całe 16ml produktu, to ja używam go, hmm, jakieś dwa miesiące i nadal nic z tubki nie ubyło. Poza tym zostawia skórę tak przyjemnie nawilżoną i odświeżoną, że mogłabym wyjść z domu po samym zabiegu pilingowania.
Wody micelarne. Nie chodzi tu o konkretny produkt, ale o sam fakt, że odkryłam wody micelarne. Dotychczas przy demakijażu oczy męczyłam mleczka i dwufazowce, ale skoro rzuciłam wodoodporną maskarę z głupia sięgnęłam po micel (wtedy zamieniłam się z mamą, jej oddałam dwufazowca, a sobie zabrałam jej micel, który był jakimś gratisem do tuszu). To był strzał w dziesiątkę! Produkt, który oczyszcza dokładnie makijaż oczu, nie szczypie, nie zostawia tłustego filtru, czego chcieć więcej?

Tak w skrócie wyglądało lato. Wiem, że na lecie się nie skończy. To były odkrycia, które zostaną ze mną na dłużej, dlatego ośmieliłam się je nazwać zwycięzcami.

A jakie produkty zostały u Was na dłużej?

15 komentarzy:

  1. ja tez ostatnio polubilam pomadki i moja kolekcja stale sie powieksza:)))
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie to przeraża, bo zamówiłam dwie kolejne...

      Usuń
  2. Mnie szminkami aga zaraziła :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły zbiór:) Znowu ktoś przypomina, że lato się kończy :p
    U mnie pozostają balsamy, masełka do ciała, a także cienie Astora, szczególnie jedno opakowanie:)
    Udanego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tylko raz wróciłam do balsamu, w sumie za bardzo lubię testować pielęgnację, żeby wracać :P
      ale takie cienie to już coś ;)

      Usuń
  4. Zapraszam do siebie na konkurs !!!! :
    http://princess-beyonce.blogspot.com/2012/09/konkurs-z-gleam.html

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja ostatnio zamiast szminek to jadę na pomadkach ochronnych i błyszczykach ;)
    odpisałam na Twój post odnośnie żelu apart ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ja stwierdziłam, że wykorzystam piękne okoliczności przyrody i przerzucę się na pomadki kolorowe.

      Usuń
  6. Ten cień mi się bardzo podoba, chyba miałaś go ostatnio w makijażowym poście..;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm, nosiłam go często, ale na blogu nie ma jego fot. On na zdjęciach nie wygląda tak fajnie jak na żywo :(

      Usuń
  7. strasznie fajne te buciki :) bardzo mi się spodobały :)

    Zapraszam do mnie :) http://womancosmeticsreccomending.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Z Carmexem jest tak, że jedni go uwiebiają, inni wręcz odwrotnie :).
    Cień mnie zaciekawił, bo właśnie szukam takiego odcienia:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cień i kolor polecam z ręką na sercu. Niestety fiolet kolor ma obłędny, ale szybko się ściera. Wiem, że w ofercie jest granat i chyba coś jeszcze. Ale zdecydowanie ten 'nijaczek' robi niezłą robotę przez cały dzień :)

      Usuń