czwartek, 5 lipca 2012

nie-kosmetycznie

Pogoda jaka jest- każdy wie. Wszelkie moje kosmetyczne pomysły odkładam na bok, bo z twarzy wszystko spływa, ręce się lepią i ogólnie nic się nie chce. Kosmetycznie rzecz jasna. Ale żeby odgonić ten upalny marazm i niechciejstwo, postanowiłam coś upiec. I żeby nie było, że poszłam na łatwiznę i znów kręcę babeczki, tym razem wzięłam na tapetę ciastka z ciasta serowego według starego przepisu mojej babci (jej mamy i jak mniemam jej babki). Niestety jej przepis nie przewiduje pieczenia w piekarniku elektrycznym, dlatego z tym fantem musiałam sobie poradzić sama.
A wszystko zaczęło się od tego, że trafiłam do jakiegoś osiedlowego sklepiku na Hucie z pięknymi owocami.


I się zaczęło. Na początek szybko przeanalizowałam przepisy internetowe i przepis babci, stwierdziłam, że babci jest fajniejszy, popłakałam przez chwilę, że nie mam stolnicy i wypiekłam- na 4 raty, lepiąc różne kształty, piekąc w różnym czasie i temperaturze. Ale teraz jestem mądra, już wiem, co i jak ;)

   

A w międzyczasie stwierdziłam, że dzień bez babeczek jest dniem straconym, dlatego przygotowałam się do mini serniczków.

Słowo daję, pachną jak świeży budyń waniliowy. Mniam.

 

Nie próbowałam jeszcze, bo zgodnie z zaleceniami wylądowały w lodówce ;)

Już mi lepiej i nie będę marudzić, ale stolnicę chcę mieć!
Mam nadzieję, że Wy też macie dziś coś pysznego.
Miłego!

3 komentarze: