poniedziałek, 9 lipca 2012

Chanel, Illusion d'ombre

Mam takie ogromne mnóstwo nowości, że aż nie wiem, czym się zająć.
Ponieważ jestem makijażową nogą, postanowiłam wykorzystać dzisiejsze wolne i światło i tryliard innych czynników i pokazać mój dzienny makijaż na szybko, udający, że coś potrafię ;)
Zawsze marzyło mi się robić o poranku idealne kreski i lecieć w świat, ale słowo daję, kresek nie umiem. Testowałam ogromne mnóstwo eyelinerów, pędzelków, pisaków etc. i ciągle nic. Aż trafiłam na cienie w musie (których nota bene też nigdy nie używałam) i nie zaaplikowałam ich sobie zwykłym skośnym pędzelkiem. Przepadłam!
Więc dziś będzie o musach Chanel, kolorze 84 epatant i 85 mirifique.

Bardzo lubię ciepły makijaż oka, ale moja garderoba za nim nie przepada. Dlatego, gdy już przepadłam w tych małych słoiczkach, baaardzo długo zastanawiałam się nad kolorami. I tak nabyłam kolor lśniący szary i czarny z niewielką ilością drobinek.
Czarny, jak nietrudno się domyślić, to mój zastępnik eyelinera. Do każdego opakowania dołączony jest mały skośny pędzel, bardzo wygodny w użyciu. Więc żeby z rana tracić jak najmniej czasu: cyk!


Wychodząc z domu nie jest mi łyso i nie wstydzę się krzywo nałożonych cieni.
Te konkretne cienie bez bazy utrzymują się na oku nawet 10 godzin (dłużej nie sprawdzałam), bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. W przeciwieństwie do wielu cieni, nie rolują się, nie zbierają w załamaniach, a nawet odrobinę pocierane, niewiele tracą.
Może na zdjęciach tego dobrze nie widać (dopiero ćwiczę jak to robić na sobie ;)), ale jaśniejszy kolor nałożony jest na całą ruchomą powiekę, jednak w mocnym świetle widać tylko lekki blask drobinek- nie kolor.
To świetne rozwiązanie dla osób, które mają mało czasu, chcą długotrwałego efektu, a zupełnie brak im jakichkolwiek umiejętności makijażowych.
Nałożenie pełnego makijażu zajmuje całe 10 minut!
Możecie mówić, że to banalne, ale dla prostego człowieka (czyli mnie), o małej ilości czasu przed pracą (czyli mnie), o szalenie ograniczonych umiejętnościach manualnych (ekhem) to jedno z fajniejszych i prostszych rozwiązań.

W mojej ocenie cienie zasługują na wielką 4 z plusem!
Tak, minusem jest cena. Ale to cena za czas na śniadanie ;)

Do makijażu użyłam:
Shiseido, Pre-Makeup Cream SPF 15
Lancome, Teint Idole Ultra SPF 10, kolor 010 Beige Porcelaine
Deborah, Hi-Tech Blusher, kolor Rosa Pesca
Rimmel, Glam'eyes, 621 Orion, shade 3
MAC, Studio Finish Concealer SPF 35, kolor NC20
Korres, Abyssinia Oil Mascara, kolor 01 Black

10 komentarzy:

  1. w musie nic nie mam, jakoś mam wrażenie, że od razu zlezą ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie wszystkie cienie drażniły, że się sypią, że twarz brudna nim skończę nakładać, że za mocne, że słabe, że za matowe, że za bardzo błyszczą :P
      aż trafiłam na cienie mary kay (!) i okazały się hitem, ale te mikruski po 3 latach używania niemal non stop się skończyły (no dobra, został najciemniejszy :P) i musiałam poszukać cienia dla kretyna. I o dziwo mus (tu muszę podziękować Kirze, bo sama w życiu bym na nie nie wpadła :P)

      Usuń
  2. Nie mam w musie, a fajnie wygląda:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nigdy nie miałam w musie i ciekawa jestem jak się sprawdzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. update: same są fajne, ale ciężko się mieszają.

      Usuń
  4. bardziej za koinsystencja kremowa przepadam ps. obserwuje:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam Vision i jestem w nim zakochana:) Mam jeszcze kilka innych upatrzonych kolorów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja pożegnałam czerń. A szary sam w sobie już nie jest taki piękny, szukam mu nowego domu.

      Usuń