wtorek, 3 lipca 2012

Soap&Glory, The Greatest Scrub of All, facial exfoliator

Miała być notka z eksperymentalnym makijażem, ale nie wyszło ;) Wpakowałam się dziś kosmetyczce na fotel, zrobiła piling kawitacyjny i moja twarz powiedziała wyraźnie: nie pokazuj mnie! Dlatego teraz parę słów o peelingu do twarzy Soap & Glory.
Dużo o nim słyszałam, sporo czytałam, a że mam problemy z cerą, pomyślałam: czemu nie? Zdobyłam, spróbowałam. I jakoś się nie zachwyciłam.
Używam go od półtora miesiąca dwa razy w tygodniu. Nadal drażni mnie ten lekko metaliczno- chemiczny miętowy zapach. Konsystencja jest miła, kuleczkę wielkości ziarnka grochu nakłada się łatwo i się jej nie gubi po drodze do twarzy ;) te pękające bąbelki odkryłam dopiero za trzecim użyciem, gdy zaczęłam ich szukać ;) ale to wszystko nic, nic, bo przecież liczy się działanie. I stwierdzam, że działania brak.
Niby ściera naskórek, ale po każdym użyciu na nosie mam odstające skórki. Ilość wyprysków i zaognień wzrosła czterokrotnie. Ilość zaskórników wzrosła. Najgorsze jest to, że używam go długo, bo byłam przekonana, że nie peeling mi szkodzi, a krem do twarzy. Bo The greatest Scrub of All ma jedną zaletę (?). Tuż po użyciu każdorazowo miałam wrażenie, jakby skóra była wyczyszczona na wylot i oddychała 'pełną gębą'. Jak widać- uczucie mylące. W zasadzie szkoda mi mówić coś więcej- niech komentarzem będzie reakcja kosmetyczki: o matko! Co pani ma na twarzy!
Ocena w skali 1-6: całe 1+ (plus za bąbelki- jedyna fajna rzecz w tym scrubie).
Pozdrawiam i oby następnym razem udało się zrecenzować coś fajnego.

2 komentarze:

  1. Nie wydaje Ci się, że po prostu przesusza skórę (te skórki na nosie). Ja tak mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie mam wrażenie, że nie przesusza (albo jest tak wybiórczy, że wysusza tylko nos :P), bo reszta skóry jest bez zmian.

      Usuń