poniedziałek, 7 stycznia 2013

Biovax dla paznokci- podsumowanie

Pamiętacie, jak chwaliłam się zakupem pierwszego Biovaxu? Używam go od połowy listopada i myślę, że to najwyższy czas, by podzielić się z Wami opinią na jego temat.

A chyba jest czym się dzielić. Gwoli wprowadzenia: preparatu używałam około 4-5 razy dziennie przez pierwszy tydzień, przez drugi tydzień 2-3 razy dziennie, a później tylko na noc. Producent obiecywał sporo. I dziś rozliczę go z każdej obietnicy.

Z zakładki Potwierdzony efekt:
  • zdrowe, odżywione paznokcie
Serio? Od początku kuracji paznokci nie obgryzałam, a jednak co odrosły o milimetr- zrywały się do krwi, zadzierały, wyginały na wszystkie strony. Ale może tak wygląda zdrowy paznokieć.
  • nawilżone, wygładzone skórki
Ha! No tu się uśmiałam. Skórki były w jeszcze gorszym stanie niż paznokcie. Non stop się zadzierały, a do tego były tak twarde, że aż bolały przy dotyku z czymkolwiek.
  • paznokcie mocne i niełamliwe
Ok, nie będę się powtarzać, patrz punkt pierwszy.
  • płytka paznokcia gładka i lśniąca
Gdybym nie robiła regularnie manikiuru, to zapewne miałabym teraz ogryzki o jakości wiedźmowatej- NIGDY wcześniej nie miałam problemów z gładką płytką, a jednak w czasie używania serum miałam bruzdy (!).
  • skórki niepopękane i "niezadzierające się"
Taaa... ale to już było ;)

Efekty ponoć wskazane na podstawie 'satysfakcji po użyciu preparatu w oparciu o wyniki badania konsumenckiego'. Nie wiem, kim był konsument, ale znając życie badanie przeprowadzono metodą małej próby (do 30 osób) z szablonem gotowych odpowiedzi do zaznaczenia tak/ nie/ nie wiem.


Następne obietnice, tym razem Główne zalety serum:
  • świeży, przyjemny zapach
Okej, z tym mogę się zgodzić.
  • szybka wchłanialność preparatu
Wchłanialność to zdecydowanie temat na osobny akapit.
  • brak wrażenia lepkości
Jak wyżej. Dlatego też przeskakuję do moich obserwacji.

Znacie to uczucie, gdy przypadkiem dotkniecie np. miodu, który dzień wcześniej spłynął ze słoika na blat? Takie właśnie są palce po użyciu serum. Nie zaprzestałam go używać często ze względu na moją fanaberię, ale ze względu na fakt, że po jego użyciu nie mogłam niczego dotykać. Bardzo mnie wkurzało, że po każdym użyciu od razu miałam ochotę lecieć do łazienki myć ręce. Na początku się poświęcałam, później na to uczucie pozwalałam sobie tylko przed pójściem spać, najlepiej przed włożeniem rąk w rękawiczki.
Wchłanianie.
Fascynujące było to, że palce i dłonie były lepkie DŁUGO. Co najmniej godzinę po aplikacji. Ja na ogół nie miałam dość cierpliwości, by czekać dłużej, zaczynałam robić różne rzeczy i serum powoli się ścierało. Nie wchłaniało, ale ścierało. Wchłaniania nie zauważyłam. No, chyba że zaliczyć do tego totalne wchłonięcie produktu przez bawełniane rękawiczki, ale to miało chyba działać w drugą stronę ;)
Nie lubię jednak wydawać sądów przedwcześnie, a ponieważ producent zaleca nadmiar serum wcierać w dłonie, postanowiłam rozgryźć je z tej strony.
Uwaga, będzie o eksperymencie ;)

Po nałożeniu serum na paznokcie, nałożyłam dawkę na dłonie, następnie dawkę kremu, wymieszałam, rozmasowałam na dłoniach, nałożyłam rękawiczki i poszłam spać.
Rano. Rano to dopiero była imprezka. Dłonie były suche i szorstkie. Myślę: ki diabeł? Pewnie to dlatego, że dzień wcześniej dłonie mi przemarzły na dworze. Okeeej.
Powtórzyłam zabieg wieczorem. Tym razem jednak byłam bardziej przytomna i patrzyłam co robię. Paznokcie, serum na dłoń, krem, mieszamy, miziamy. Miziamy. Miziamy. Miziamy już trzecią minutę i nic. Przyjrzałam się uważniej. Krem nijak nie chciał się wchłonąć, ponieważ... ślizgał się po powierzchni skóry! Serio. Miał poślizg jak łyżwiarka, bziuuum. Nie muszę chyba dodawać, co działo się rano.

Na moje nieszczęście serum jest wydajne. Na oko szacuję, że mam w opakowaniu jeszcze z 3-4 ml (na 15ml z pełnego opakowania). Nie bardzo wiem, co z nim zrobić, myślałam jeszcze o wykorzystaniu go do stóp, ale obawiam się wciąż, że moje stopy mogłyby ucierpieć, a są w naprawdę dobrym stanie i nie chciałabym tego zepsuć :P
Podsumowując...
Jestem zła. Przestałam obgryzać paznokcie. Odstawiłam odżywkę z formaldehydem. Postawiłam na polecaną markę i super dodatki (jedwab, keratynę, witaminy, oliwę z oliwek i olejek sojowy). Tymczasem nie tylko paznokcie wołają o pomstę o nieba, ale dodatkowo na wiór wysuszyłam sobie dłonie. Nie pozostaje mi nic innego, jak powrócić do formaldehydu i innych świństw, a w dłonie wcierać zwykłą oliwę z oliwek. Niestety metoda niezbyt wygodna, ale chyba jedyna w tym momencie skuteczna. Moje rozczarowanie nie dotyczy już nawet wyrzucenia pieniędzy w błoto, ale właśnie tego pielęgnacyjnego regresu.
Bardzo chciałabym poznać kogoś, kto tego preparatu używał i komu on pomógł. Tak z ręką na sercu.

A teraz znikam szukać na blogach domowych maseczek nawilżających do dłoni.

PS. Dołączyłam do akcji Chwyć jabłuszko. Ponieważ niedawno pisałam już o moich noworocznych postępach, z notką podsumowującą chwilę się wstrzymam (za zgodą organizatorki), żeby nie zanudzić Was powielaniem danych ;)

4 komentarze:

  1. moim wybawicielem jest NailTeki i przy nim zostaję... Też obgryzałam paznokcie, przez wiiieeele lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko, aż mi ciary przeszły po plecach :/ okropieństwo! wyrzuć do kosza bez skrupułów.. albo daj komuś kogo nie lubisz :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za Twoją recenzję, dobrze wiedzieć. Wyrzuć to bez żalu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję również za tą recenzję, ponieważ lubię produkty tej firmy i pewnie za jakiś czas bym się skusiła na ten produkt :)

    OdpowiedzUsuń